niedziela, 1 sierpnia 2010

Drapiąc świerzbiące - o Samanerze Bodhesako

Skąd człowiek zaczyna? Człowiek zaczyna, pisze nasz autor, z miejsca w którym jest. Jednakże gdziekolwiek jestem, albo chcę tu zostać, albo iść gdzie indziej; albo pragnę by moje obecne warunki się zmieniły, albo by pozostały takie same. Zależnie od mojej sytuacji, w mniejszym lub większym stopniu trzymam się tego co teraz się wydarza, będąc niezadowolonym i mającym nadzieję na coś lepszego, bodź z obawą wobec tego co może się zdarzyć. I tak gdziekolwiek się jest, czy to będzie rutyna, kryzys czy nawet błogość, jest to stanem stale odnawiającego się pragnienia, troski i zainteresowania, chcenia przyjemności i niechęci wobec bólu a jednak z bezsilnością wobec losu, czy wiedzy o przyszłości. Uświadomić sobie ten przyrodzony brak bezpieczeństwa, to rozpoznać dogłębny problem manifestujący się na różne sposoby:

Stąd inteligentna osoba, która nie wzbrania się przed nieprzyjemnymi prawdami ... może opisać to na wiele sposobów – niepokój, samotność, nieodpowiedniość, frustracja, niestałość, nuda, niepewność, zniewolenie, bezsens, nietrwałość, rozpacz – ale jakkolwiek to się przejawia, jest to widziane – jeżeli w ogóle jest to widziane – jako fundamentalne.

Oczywiście każdy z nas czasami czuje się niespokojny, znudzony, samotny, sfrustrowany, etc. Ale tak inteligentni jakimi jesteśmy, czy nie jest naszą instynktowną reakcją w tych przypadkach by uniknąć konfrontacji, odwrócić wzrok od fundamentalnego i chronicznego problemu, tak „wzbraniając się przed nieprzyjemnymi prawdami” i egzystencjalnymi wątpliwościami przez bycie zajętym, wakacje, branie pigułek, telefon do przyjaciela, włączenie radia? Ból jest dotkliwy i pragniemy natychmiastowej ulgi, nawet jeżeli jest ona tylko chwilowa.

Jednakże kiedy leczymy tylko ostre symptomy, oszukujemy się myśleniem, że wyleczyliśmy się z choroby. W autobiograficznej powieści czcigodnego Bodhesako, podaje on limeryk o pani z Nachez, która miała ubranie całe w łatach ponieważ gdzie ją świerzbiało tam się drapała. Po naszym początkowym uśmiechu czy zdziwieniu tymi rymami, możemy dojść do tego, że musiała ona cierpieć na stałe, czy lepiej, wciąż od nowa pojawiające się świerzbienie, z następującym drapaniem się, które zniszczyło całe jej ubranie, zatem choć jej słowa są komiczne, jej sytuacja jest niezaprzeczalnie tragiczna, gdyż jej drapanie może tylko pogorszyć a nie wyleczyć świerzbienie. Ci z nas, którzy są zaznajomieni z Samyuttanikayą, może przypominają sobie odniesienie do wychudłej krowy, gryzionej wszędzie tam gdzie się pojawia i szakala cierpiącego na świerzb, który nie może zaznać wygody, niezależnie gdzie pójdzie. Niestety krowa, szakal czy nawet nasza pani z Nachez są niezdolni do uśmierzenia swego cierpienia przez zmianę miejsca, stanie bez ruchu czy drapanie.

W wielu miejscach swej pracy czcigodny Bodhesako nawiązuje do obrazu świerzbu i jego implikacji, by wyjaśnić naturę naszej egzystencji, która, jak nas informuje, jest ironicznie determinowana przez nigdy nie dające się załagodzić pragnienie egzystencji. Jego wgląd w odnawiające się struktury, nierozerwalnie towarzyszące doświadczeniu, jego rozumne ekspozycje, przykłady i analogie, odpowiednio zdiagnozowały rozognienie puthujjana – twoje i moje i naszą impulsywną reakcję by to zintensyfikować.

Lektura tej kompilacji, zwłaszcza „Change” i odkrywczy esej Being and Craving odsłania to, że tanha jest głębszym niż tylko podskórnym fenomenem, samo istnienie puthujjana jest zależne od pragnienia, nie tylko drapania się ale również swędzenia i jego ponownego pojawienia się. Stąd jedno wzmacnia drugie i to prawdziwie zamknięte koło będzie się obracać bez kontroli tak długo aż zostanie zatrzymane przez refleksję.

Sam nasz autor osobiście, będąc młodym mnichem, był zadziwiony odkryciem, że „wszędzie go swędziało”. Po założeniu szat, uprzytomnił sobie, jak nigdy przedtem rozmiar jego głębokiej zależności od kobiet, tytoniu, popołudniowych posiłków, muzyki, miłych wspomnień i książek dla stymulacji i satysfakcji (książki były najtrudniejsze do porzucenia) i jak poważne były symptomy odstawienia tych rzeczy.

Jednakże wiemy, że ascetyczne życie samo w sobie nie rozwiązuje problemu tanha, inaczej starożytni asceci osiągnęliby oświecenie na długo przed pojawieniem się Buddy. Jak podkreśla czcigodny Bodhesako, termin Pali tanha oznacza nie tylko pragnienie tego czy tamtego, miłości czy pieniędzy, ale również chęć chcenia. Na przykład, jako były palacz uprzytomnił sobie, że sięga po kolejnego papierosa ponieważ chce czuć ożywiający efekt nikotyny i natychmiastową ulgę od pragnienia papierosa, ale gdyby nie było pragnienia, następny potencjalny papieros nie niósłby ze sobą obietnicy przyjemności. Podobnie, nigdy naprawdę zadowoleni z obecnego doświadczenia, patrzymy ku następnemu – jeden papieros, jeden pocałunek, czy jedna książka nie są wystarczające – ponieważ satysfakcja z nich wyprowadzona wzbudza pragnienie następnej stymulacji. W taki sposób rozumiemy głębiej naturę uzależnienia, które nie jest ledwie pragnieniem następnej dawki ale również stanem pragnienia pragnienia następnej dawki. Uzależniony nie chce przestać chcieć. A puthujjana jest par exellance uzależnionym:

Gdy obecne jest świerzbienie, jest tam poszukiwanie drapania. Chociaż nigdy nie odkryjemy stałego i satysfakcjonującego drapania, możemy zawsze ponownie odkryć świerzbienie. Ale świerzbienie nie jest nigdy drapaniem i jesteśmy niezdolni dokonać magicznej sztuki która obróciłaby męczarnię niekończonego świerzbienia w domniemaną błogość nieskończonego perfekcyjnego drapania. Change 12

Co więcej stałe poszukiwanie Perfekcyjnego Drapania jest daremne ponieważ zależy od intencjonalnego niedostrzegania strukturalnej konieczności Zmiany. Która choć nie kontynuacyjna, czy w płynnym ruchu, jest zawsze, jeżeli nie obecna, to przynajmniej zalegająca pod „moim ja” czy „światem”. Zatem, każde doświadczenia jest nawiedzane przez nietrwałość i z uwagi na nią słodycz i światło są gorzkie i przyciemnione. Ta praca zapewnia dobre utrzymanie, ale mogę ją stracić, dzisiaj to ciało czuje się zdrowe, ale być może jutro, być może za dziesięć lat, będzie ono w bólu, przyczyniając się do mojego cierpienia; to co obecnie mnie fascynuje, może ostatecznie mnie drażnić. Nawet jeżeli moje warunki nie podlegają zauważalnej zmianie, ledwie świadomość tego, że w każdej chwili mogą się zmienić, jest niepokojąca, jak dostrzeżenie czarnego kota przebiegającego nam drogę. Zaangażowanie się w rzeczy jest fundacją chwiejnej konstrukcji „mnie-i-moje” przeznaczeniem której jest upadek, ponieważ jest zawsze podważana przez strukturalną konieczność Zmiany.

Są dwa źródła cierpienia w świecie, nie tylko jedno: niepewność przyrodzona światu ( o tyle o ile mogę cierpieć stratę, porażkę, śmierć w każdej chwili) i pewność przyrodzoną światu (taką, że prędzej czy później z pewnością będę cierpiał stratę, porażkę czy śmierć). Pragnienie dąży do ustabilizowania przyjemności, ale niepewność świata dąży do jej destabilizacji. Pragnienie dąży do destabilizacji cierpienia ale pewność świata jego stabilizacji. Niezmiennie świat wygrywa, ale pragnienie zawsze domaga się następnej szansy. Change 11

I puthujjana będzie zawsze dawał pragnieniu następną szansę, ponieważ łudzi go wierzenie, że jeżeli to doświadczenie nie jest zaspokajającym, to tamto takim będzie, także próbuje on od nowa. Ignorując nieprzyjemną prawdę o nietrwałości i niepewności, zdobędzie nowy samochód, większy dom, „bezpieczniejszą pracę” kontynuując swe poszukiwania domniemanej błogości.

Co więcej, nasz autor wyjaśnia w swym świeżym podejściu do konceptu kamatanha, że pragniemy obu, świerzbienia i drapania się, by były jak najbardziej intensywne czy ekscytujące, jak to tylko możliwe. Czegokolwiek doświadczam jest to tylko wydarzenie, ale jeżeli jest ono radosne, przywiązuję do niego olbrzymią wagę. Na przykład często słyszymy chęć by „Żyć Pełnią Życia” co implikuje, że jak w filmach Hollywood powinno w życiu być tak wiele atrakcji i tak wiele przeżyć jak to tylko możliwe – od podróżowania przez odległe lądy, wygrywanie maratonu czy przeprowadzanie ocalających życie operacji chirurgicznych. Nie wystarczy trzymać się tej samej rutyny, chcemy by nasze życie miało znaczenie, godność, prawość i obejmowało więcej niż normalnie wyznaczone piętnaście minut sławy. A jednak kamatanha może być jeszcze bardziej rozprzestrzeniona. Potrzebujemy tak wiele „spełnienia” jak to możliwe nie tylko dla gratyfikacji ego, ale również po to by zapełnić czas, tak byśmy się nie nudzili, czy jeszcze gorzej, nie byli zmuszeni do refleksji nad tą naciskającą potrzebą. Jeżeli nie jesteśmy dostatecznie zajęci, jeżeli czegoś nie przeprowadzamy czy nie jesteśmy wystarczająco zainteresowani fenomenalnym przejawem, stajemy się niespokojni, bez swobody, może nawet popadamy w depresję. Zatem samo mijanie godzin wydaje się otępiającym, nawykowym, męczącym i daremnym, gdzie „te same rzeczy, nieskończenie się powtarzają”. Czcigodny Bodhesako odkrył, że podczas carika, wędrując samotnie po Cejlonie, pragnął doświadczenia bycia i działania dla nich samych:

Zrobić coś: oto co było potrzebne. Moje oczy biegały dookoła, szukając czegokolwiek, czego wzrok mógłby się uchwycić. Uszy, nos, ciało umysł, wszystko to łowiło i polowało jak niedźwiedź czy leopard. Chciałem by coś się stało, szukałem czegoś co by mnie zajęło.

Zrobić coś. Bycie wymaga aktywności i tak moja tożsamość była zawsze zależna od mojego zaangażowania w rzeczy i rzeczami.

Naszym punktem wyjścia, zatem, musi być nasze subiektywne rozpoznanie nierozłącznego braku spokoju sześciu zmysłów i ich łowy kontaktu, by coś zrobić, za intensywnymi i ekscytującymi wydarzeniami. Nasz poszczególny wybuch jest ledwie symptomem naszego chronicznego położenia, przypominającego chorego na mange szakala, pragnienie które prowadzi nas byśmy gdzieś szli i wtedy dalej prowadząc nas gdziekolwiek pójdziemy. Podsumowując, nasz autor mówi „jeżeli drapiemy świerzbiące miejsce, to do czego niezmiennie dochodzimy, to więcej świerzbienia. Jeżeli drapiemy powierzchnię to co niezmiennie znajdujemy to więcej powierzchni. Zanim nie zrealizujemy absurdalności tego wszystkiego, nie będzie prawdziwego rozpoznania ani dalszej refleksji, i w większości nieprzeegzaminowane, życie będzie kontynuowało się w Nachez, spędzane w „nieskończonym kole zajęć”.

Dlatego zamiast poszukiwań Perfekcyjnego Drapania, czcigodny Bodhesako przepisuje szczególną aplikację tego co nazywa łagodzącym roztworem rzeczywistości. Jego oddziaływanie nie jest ani pobudzające ani oszałamiające, ale zamiast tego uśmierzające i uspokajające. Mówiąc prosto, choć nie jest to proste do przeprowadzenia, protokół jest taki:

Przy leczeniu świerzbiącej skóry, pierwszą rzeczą jaką trzeba zrobić to zapobiec temu by pacjent nie pogarszał swojej sytuacji drapaniem. Jeżeli tego się nie zrobi nie ma nadziei na skuteczne potraktowanie tego przypadku. Ale pacjent nie zrezygnuje ze satysfakcji drapania, chyba, że zrozumie on, że drapanie pogarsza objawy choroby, i że nie będzie wyleczony do czasu gdy dobrowolnie nie powstrzyma pragnienia drapania i nie pogodzi się z czasowym wzrostem dyskomfortu spowodowanego swędzeniem. Podobnie osoba pragnąca trwałego wyleczenia z udręki zmysłowego pragnienia, przede wszystkim musi zrozumieć konieczność pogodzenia się z czasowym wzrostem dyskomfortu celibatu (jako mnich) jeżeli terapia Buddy ma być skuteczna. I tu znów droga wyjścia z zamkniętego kręgu prowadzi przez zrozumienia i przez nie zwracanie uwagi na widoczne pogorszenie się warunków w konsekwencji samokontroli. Nanavira Thera

Jak zauważa czcigodny Bodhesako, zadanie nie jest łatwe, gdyż jak to rozpoznaliśmy, w większości przypadków pacjent nawet nie rozumie, że jest chory, a w konsekwencji tego, nie chce wyzdrowieć. To oznaczałoby przekroczenie terroru uciechy z licznymi zajęciami, pożądaniami i satysfakcją samego doświadczenia. Co więcej przedstawiona przepowiednia „czasowego zwiększenia dyskomfortu” niedającego się uśmierzyć świerzbienia, początkowo brzmi gorzej niż choroba. Łagodzący roztwór rzeczywistości wydaje się, jeżeli możemy sobie pozwolić na to wyrażenie „trudnym do przełknięcia”.

Jednakże remedium zacznie działać jak tylko uzyskamy pionowy wgląd w trudną sytuację puthujjana, wgląd tego kto nie jest przytłoczony przez rozognienie tanha, czy lepiej, już dłużej nie daje się mu przytłaczać. Wtedy jest możliwe docenienie skuteczności leczenia i przez to podjęcie się go. W pracach czcigodnego Bodhesako widać, że ostateczna ulga, uwolnienie się od cierpienia wiedzie przez refleksję która dezintensyfikuje presję doświadczenia.

Metoda która zostanie zilustrowana, dalej może wymagać nie pewnego dopasowania czyjegoś zrozumienia ale raczej całkowitą reorientację sposobu myślenia.

John Stella
Pisma Samanery Bodhesako dostępne tutaj http://pathpress.wordpress.com/bodhesako/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.