Będąc trzy lata mnichem, miałem wątpliwości co do natury samadhi i mądrości. Rzeczywiście pragnąc doświadczyć samadhi nie ustawałem w wysiłku. Gdy siedziałem w medytacji, usiłowałem wymusić pewne rzeczy i dla tego mój umysł był niezwykle niespokojny.
„Co się dzieje?” zastanawiałem się. „Dlaczego jest właśnie tak?” Po pewnym czasie zrozumiałem, że koncentracja jest jak oddychanie. Jeżeli jesteś zdeterminowany wymusić by oddech był płytki lub głęboki, szyki lub wolny, oddychanie staje się trudne. Ale jeżeli po prostu idziesz, nie zważając na swe wdechy i wydechy, oddychanie staje się naturalne i subtelne. W ten sam sposób wszelka próba wymuszenia na sobie spokoju, jest tylko ekspresją przywiązania i pożądania i powstrzymuje ustabilizowanie się uważności.
Z czasem, kontynuowałem praktykę z wielką wiarą i rosnącym zrozumieniem. Stopniowo zacząłem widzieć naturalny proces medytacji. Skoro moje pożądania były oczywistą przeszkodą, praktykowałem bardziej otwarcie, badając elementy umysłu, tak jak się pojawiały. Siedziałem i obserwowałem, siedziałem i obserwowałem, wciąż od nowa.
Pewnego dnia, znacznie później w mojej praktyce, chodziłem wzdłuż ścieżki medytacyjnej, było to już po 23. Moje myśli były prawie nieobecne. Przebywałem w leśnym klasztorze i mogłem z słyszeć festiwal odbywający się w pobliskiej wiosce. Kiedy zmęczyłem się chodzeniem, udałem się do swojej chatki. Gdy siadałem, poczułem, ze nie zdążę dostatecznie szybko skrzyżować nóg. Mój umysł naturalnie wszedł w głęboką koncentrację. Samo tak się stało. Pomyślałem: „Dlaczego tak się dzieje?” Gdy siedziałem byłem prawdziwie spokojny, mój umysł był stały i skoncentrowany. To nie tak, ze nie słyszałem odgłosu śpiewu dochodzącego z wioski, ale równie dobrze mogłem sprawić by go nie słyszeć.
Ze zjednoczonym umysłem, gdy zwróciłem się ku dźwiękom, słyszałem je; gdy tego nie robiłem, była cisza. Gdy dochodził dźwięk, patrzyłem na tego kto był przytomny, na tego kto był odseparowany od dźwięków i kontemplowałem: „Jeżeli to nie jest tym, czymże innym może to być?” Mogłem widzieć mój umysł i jego obiekty stojące osobno jak tutaj ta miska i czajnik. Umysł i dźwięki były zupełnie nie powiązane. Kontynuowałem egzaminację w ten sposób i wtedy zrozumiałem. Zobaczyłem co trzyma podmiot i obiekt razem i gdy to połączenie zostało rozbite, wyłonił się prawdziwy spokój. Przy tej okazji mój umysł nie był zainteresowany niczym innym. Gdybym chciał zakończyć praktykę mógłbym to zrobić. Gdy mnich wstrzymuje praktykę powinien rozważać: Czy jestem leniwy? Zmęczony? Niespokojny? Nie, nie było lenistwa, zmęczenia czy niepokoju w moim umyśle, tylko kompletność i odpowiedniość na każdy sposób.
Kiedy zdecydowałem się odpocząć, skończyło się tylko siedzenie. Mój umysł pozostał taki sam, nieporuszony. Gdy się położyłem, umysł był spokojny jak przedtem. Gdy moja głowa dotknęła poduszki, nastąpiło zwrócenie się umysłu do wewnątrz. Wewnątrz nie było nic, zupełni nic, nic się tam nie działo, nic tam nie mogło dotrzeć. Przytomność zatrzymała się wewnątrz na jakiś czas i następnie wyszła na zewnątrz. Nie ja to sprawiłem – byłem tylko przytomnym obserwatorem. Kiedy wyszedłem z tego stanu, powróciłem do normalnego umysłu i powstało pytanie ”Co to było”. Nadeszła odpowiedź: „Rzeczy są właśnie takie, nie ma potrzeby by w nie wątpić”. Tyle zostało powiedziane i mój umysł mógł to zaakceptować.
Umysł po tym jak się zatrzymał zwrócił się ku wnętrzu jeszcze raz. Nie skierowałem, go tam, sam się zwrócił. Gdy tak odszedł, osiągnął swój limit jak poprzednio. Za tym razem moje ciało rozpadło się na kawałki i umysł poszedł dalej, cichy nieosiągalny. Kiedy odszedł, zatrzymał się na tak długo jak chciał, wyszedł ponownie i wrócił do normalnego stanu. Podczas tego umysł był samo-działającym. Nie próbowałem nim kierować w jakikolwiek sposób. Tylko ustawiłem się na pozycji przytomnego obserwatora. Trzeci raz umysł wszedł wewnątrz i cały świat się rozpadł. Ziemia trawa, drzewa, góry, ludzie, wszystko to było tylko przestrzenią. Nic nie pozostało. Kiedy umysł odszedł i trwał tak jak chciał, pozostając w tym stanie tak długo jak mógł, następnie powrócił do normalności. Takie rzeczy są trudne do zobaczenia i do mówienia o nich. Nie ma niczego z czym można by to porównać.
O tych trzech przypadkach, kto mógł powiedzieć, co się wydarzyło? Kto wiedział? Jak mógłbym to nazwać? To o czym tu mówiłem, wszystko jest sprawą natury umysłu. Nie ma konieczności mówienia o kategoriach, mentalnych czynnikach i świadomości. Praktykowałem z mocną wiarą, gotowy oddać swoje życie i kiedy wyszedłem z tego doświadczenia, cały świat się zmienił, wszelka wiedza i zrozumienie uległy transformacji. Ktoś widząc mnie mógłby powiedzieć, że zwariowałem. Faktycznie, ktoś bez mocnej uważności mógłby zwariować, ponieważ nic na świecie nie było jak dawniej. Ale to ja w rzeczywistości się zmieniłem, choć wciąż byłem ta samą jednostką. Gdy wszyscy będą myśleć w jeden sposób, ja będę myślał inaczej; kiedy wszyscy będą mówić w jeden sposób, ja będę mówił inaczej. Już dłużej nie byłem biegnącym za resztą ludzkości. Kiedy mój umysł osiągnął szczyt swej mocy, była to sprawa mentalnej energii, energii koncentracji. Przy tej okazji którą waśnie opisałem, doświadczenie opierało się na energii samadhi. Kiedy samadhi osiągnęło ten poziom, vipasana przebiegała bezwysiłkowo. Jeżeli praktykujesz w ten sposób, nie musisz szukać zbyt daleko. Przyjacielu, dlaczego tego nie spróbować? Jest łódź, którą możesz dostać się na drugi brzeg. Możesz do niej wskoczyć. Czy wolisz drzemać na tym brzegu? Mógłbym odpłynąć w każdej chwili. ale czekam na ciebie.
niedziela, 25 lipca 2010
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.